Po długiej przerwie wracam. Trzeba napisać choć kilka słów w tym nowym roku. Na samym początku chciałbym Wam życzyć dużo szczęścia, zdrowia oraz samych muzycznych wspaniałości :)
Ten rok zaczynam od wielkich porządków i restrukturyzacji mojego marnego żywota. Przez ostatnie 6 miesięcy zdarzyło się wiele rzeczy, które znowu nauczyły mnie czegoś bardzo ważnego, otworzyły mi szczelnie dotychczas zamknięte oczy. Nauczyłem się odróżniać wartościowych ludzi od tekturowych postaci, rozpoznawać prawdziwe uczucie a nie fałszywe miłostki. Zawiodłem się na tych, na których nigdy nie zamierzałem się zawieść, natomiast rękę wyciągnęli do mnie ci, na których to jeszcze niedawno splunął bym bez namysłu. Prawdę mówiąc to wszystko boli, ciężko przyzwyczaić się do nowego porządku świata. Trudno pogodzić się z pewnymi rzeczami. A najgorsze jest to, że w końcu dotarła do mnie fałszywość słowa "przyjaciel", jasna cholera, ono jest tak fałszywe jak żadna rzecz, z jaką zetknąłem się do tej pory. Po prostu rozpacz. W tym roku przyjdzie mi przekroczyć magiczną barierę ćwierćwiecza na tym łez padole, jednak to święto spędze prawdopodobnie sam. Przed komputerem, układając pasjansa, z sączącą się cichutko z głośników moją ukochaną muzyką....
Muzyka. Doszedłem teraz po tym niezbyt wesołym wstępie do kwestii najważniejszej. Mam już przygotowany stos bardziej i mniej znanych płyt do przedstawienia. W tym roku zaczniemy jednak trochę później, myślę, że koło połowy marca. Powód? Po prostu muszę dać sobie czas na zapoznanie się z tym ogromem materiału bo wszem i wobec wiadomo, że co nagle to po diable. Tradycyjnie będzie duże gatunkowe zróżnicowanie, które jednak cały czas podąża ślad w ślad za moim wciąż zmieniającym się muzycznym gustem. Także można liczyć, oprócz oczywiście rocka progresywnego, na sporą dawkę klimatów okołojazzowych (fusion), metalu i thrashu oraz RIO, rockowej awangardy i math rocka, czyli dźwięków zadziornych, kakofonicznych, zdysonansowanych, ale z kosmicznym wykopem. Oczywiście należy pamiętać, że będą to rzeczy z roku ubiegłego, czyli 2007. Od czasu do czasu pojawią się jakieś małe próbki do zassania, ale to już u mnie standard. Rozważam ponadto dodawanie jakiś krótkich filmików z sieci oraz tłumaczenie każdego mojego posta na język angielski, ponieważ od założenia neocountera zauważyłem, że blog czyta całkiem spora liczba osób z zagranicy. Prawdopodobnie pojawią się jakieś relacje z koncertów, ale to się jeszcze zobaczy.
Trzymajcie się cieplutko!
Marcin (djds)
piątek, 18 stycznia 2008
Subskrybuj:
Posty (Atom)